Kiedy obecnie mówi się o zadaniach wyższych uczelni, interesujący przeważnie zdaje się być tylko aspekt ich wkładu w rozwój gospodarczy kraju czy regionu, czy też konkurencyjność danego regionu a także w przezwyciężenie bezrobocia. Dobitnym przykładem priorytetowego znaczenia aspektu gospodarczego wyższych studiów jest uzasadnienie tzw. procesu bolońskiego, a w szczególności transformacji dotychczasowych studiów dyplomowych i magisterskich [w Niemczech dyplom i magisterium nie pokrywają się i nigdy się nie pokrywały – przyp. tł.] w trzyletnie, zakończone tytułem bachelor i następujące po nich studia kończące się tytułem master. Istotną nowością wprowadzaną w drodze procesu bolońskiego jest porównywalność wyników kształcenia, uzyskiwana w ramach europejskiego systemu punktów, czyli tzw. ECTS (European Credit Transfer System). Celem tej porównywalności jest osiągnięcie równych szans na międzynarodowym rynku pracy i w konkurencji z absolwentami amerykańskich uczelni.
Zadania wyższych uczelni nie wychodzą z reguły poza ten właśnie aspekt przydatności dla gospodarki i konkurencyjności na rynku pracy. W obliczu od lat grasującego bezrobocia i świadomości tego, że wiedza, wykształcenie ogólne i zawodowe zwiększając innowacyjność i nowoczesność gospodarki, prowadzą w efekcie do zmniejszenia tegoż bezrobocia, zrozumiałe jest postawienie takich właśnie celów uczelniom. Jednakowoż jest to ograniczenie, które moim zdaniem musi zostać przezwyciężone, ponieważ prowadzi ono prostą drogą do zubożenia kultury i do zaniedbania prawdziwych funkcji wiedzy ogólnej w demokratycznym a zarazem globalnym społeczeństwie, co na dłuższą metę mieć może groźne skutki dla życia społeczeństw.
Po co wiedza ogólna i wykształcenie zawodowe w społeczeństwie demokratycznym?
Zasadniczo jest tak, że wiedza ogólna i wykształcenie zawodowe funkcjonują w określonych normatywnych ramach, a same w sobie są czynnikiem prowadzącym na dłuższą metę do przeobrażenia stosunków w świecie pracy. W dalszej części chcę przedstawić wnioski, jakie z tego wypływają dla uniwersytetów i wyższych szkól. Jaki więc cel powinny w demokratycznych warunkach, ale w zmieniającym się gwałtownie świecie, stawiać sobie wyższe uczelnie?
Abstrahując od tego, że aktualnie pytanie o demokrację wydaje się często zbyteczne – ponieważ w polu widzenia pozostaje prawie wyłącznie gospodarcze znaczenie badań naukowych i studiów – to jednak wiedza ogólna i wykształcenie zawodowe są tradycyjnie rozumiane jako pozaekonomiczne cele działania wyższych uczelni. Częstokroć są one wygrywane przeciwko sobie: Z jednaj strony trening dla rynku pracy, z drugiej – rozwój osobowości. Częstokroć słyszymy też ostrzeżenie, że w dzisiejszych czasach uczelnie nie mogą wyłącznie kształcić badaczy, jakby się tak rzeczywiście kiedykolwiek działo.
W rzeczy samej niewiadoma, jaką jest rozwój rynku pracy w przyszłości, czyni niepewnymi cele kształcenia zawodowego na wyższych uczelniach. Tak naprawdę nie wiemy, jak w przyszłości będzie wyglądał rynek pracy, na jakie zawody i na jakie umiejętności mają uczelnie być ukierunkowane. Ale przecież rynek pracy nie jest fatum: Na ten rynek możemy mieć jak najbardziej wpływ. Jeden przykład tylko: Globalna konkurencja może w przedsiębiorstwach wywołać różne reakcje, jak przeniesienie produkcji wymagającej dużych nakładów pracy do krajów o niskich płacach, jak taylorowska intensyfikacja procesu produkcji, jak zastąpienie ludzkiej siły roboczej przez automaty oraz położenie nacisku na innowacyjne procesy produkcji i pracę grupową. Wydaje się, tak twierdzą znawcy tematu, że rozwiązaniem są rzeczywiście innowacyjność w ramach procesu produkcji i praca zespołowa.
Fiat planował w latach 90tych w nowym zakładzie w Melfi wprowadzenie w procesie produkcji pracy zespołowej, musiał ją jednak znacznie zredukować, ponieważ nie znalazł na miejscu wystarczającej ilości wykwalifikowanych pracowników. W wyniku tego firma zrezygnowała z tego programu i dostosowała produkcję do słabo wykwalifikowanej większości, czego konsekwencją stało się, że w przyszłości nie będzie dużego zapotrzebowania na wysoko wykwalifikowanych pracowników, praca będzie monotonna i rozdział między nisko i wysoko wykwalifikowanymi pracownikami będzie się powiększał. Jedyną możliwością uniknięcia takiej sytuacji jest wysokie jakościowo kształcenie, skierowane na samodzielność, kreatywność i odpowiedzialność, nawet jeśli zapotrzebowanie nie jest jeszcze wyraźnie widoczne. Tak przygotowani młodzi ludzie są warunkiem wstępnym, by zakłady przemysłowe mogły wejść na drogę szukania innowacji i nowych rozwiązań.
Ten przykład wskazuje na stopniowo wzrastającą świadomość tego, że dobre a zarazem wytrzymujące próbę czasu wykształcenie zawodowe w żadnym wypadku nie jest przeciwieństwem wykształcenia ogólnego. Albowiem przyszłość jest niewiadomą, nieistotna staje się niejedna umiejętność techniczna a także zdobycie jak największej ilości informacji. Istotne stają się natomiast umiejętność indywidualnego nadania struktury masie przyswojonych informacji i rozwijanie na bazie tych informacji nowych pomysłów, podejmowanie inicjatyw i wcielanie ich w kooperacji z innymi w życie.
By to wszystko stało się możliwe, konieczna jest głęboka refleksja, dotycząca teoretycznych i metodycznych podstaw informacji i opartej na nich wiedzy. Do osiągnięcia tego potrzeba czasu a także cierpliwości wobec niewiadomych, kryjących się w każdej nowej teorii czy metodzie. Poznanie konkretnych uwarunkowań jest niezbędne, by wiedza była pewna i użyteczna. To odnosi się nawet do najmniejszego spostrzeżenia. “Obserwacja jest czymś więcej jak tylko obserwowaniem”, mówi filozof i teoretyk nauki Günter Abel. Naiwność poznawczą, która charakteryzuje liczne, nawet oficjalne, apologetyczne wystąpienia dotyczące społeczeństwa ludzi wykształconych, mierzone dzisiejszym standardem uniwersyteckim, żeby nie rzec standardem obecnego stanu badań naukowych, są w mojej ocenie blamażem. Jak gdyby wiedzą można się było posługiwać jak pogrzebaczem.
Z drugiej strony namysł i refleksja odnoszą się do porozumienia z innymi, do wymiany informacji i do kooperacji. Kto nie jest przyzwyczajony do refleksji o uwarunkowaniach własnego myślenia i działania, temu nie uda się porozumieć z innymi, a przede wszystkim nie uda mu się z nimi współpracować.
Zdolność do refleksji jako warunek kształcenia dla przyszłości jest zarazem istotnym elementem wykształcenia, którego celem jest rozwój osobowości; refleksja zwrócona na własną osobę jest warunkiem osiągnięcia moralnej samodzielności. Wiedza i wykształcenie nie są dobrem o charakterze prestiżowym, które inteligent – jak mówi Nietzsche: wykształcony filister – mógłby posiadać, lecz jest nieustającym wysiłkiem, drogą do poznania świata, drogą do znalezienia orientacji etycznej i w rezultacie drogą do odpowiedzialnego działania. Każde doświadczenie pada na już istniejące podłoże poprzednich doświadczeń, przy świadomości, że nie istnieje coś takiego jak wiedza skończona, której nie trzeba od nowa dyskutować i na której definitywnie można się oprzeć. Powszechnie sądzi się, że ciągłe zdobywanie informacji, przechodzących w pewnym momencie w wiedzę, może dać pewność poruszania się w dziedzinie będącej przedmiotem czynnego zainteresowania. To złudzenie. Głębsze wtajemniczenie pokazuje, że wiedza jest zasadniczo niepewna i że istnieją granice jej wpływu. Człowiek wiedzący zna te granice lepiej niż człowiek tylko poinformowany. Dopiero świadomość własnej niewiedzy świadczy o pogłębionym poznaniu. Kantowska krytyka czystego rozumu, ten przewrót kopernikański w teorii poznania, o której tak często się dziś zapomina, jest podstawą takiego właśnie rozumienia wiedzy i wykształcenia. Dzięki temu jest ono nowocześniejsze i bardziej oświecone niż wiele z tych pseudo-postępowych postaw, dla których “społeczeństwo poinformowane” jest celem samym w sobie.
Jeśli współcześnie konieczność nieustającego dokształcania się uzasadnia się krótkim czasem “rozpadu połowicznego” zdobytej wiedzy, jeśli przyszłe cele wyższych uczelni określa się zalewem informacji i sprawnością posługiwania się komputerem, to wykazuje to bezmyślność, którą należy nazwać po imieniu. Tylko wiedza oparta na głębokich przemyśleniach nie traci swej ważności po krótkim czasie tak jak po trzech miesiącach traci ważność rozkład jazdy – bo pojawia się aktualny. Więc o zdobycie wiedzy, za którą uczący się ostatecznie sam odpowiada, chodzi, o zdobycie wiedzy sprawdzającej się w praktyce, o gotowość zrewidowania wyuczonego. Dialogi Platona i Metafizyka Arystotelesa pozostają aktualne po 2000 lat, ponieważ głęboki namysł i rozważenie przeciwnych argumentów właśnie tę niemożność posiadania wiedzy pełnej, dokonanej wykazuje.
Bez polityki się nie obejdzie
Skoro wykształcenie ogólne i zdobycie zawodu, których celem jest funkcjonowanie w przyszłości i w obliczu szybko postępujących zmian w technologii, same w sobie nie stanowią już przeciwieństwa, to jednak trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wymiar polityczny zarysowanego tutaj tego tak rozumianego wykształcenia, związanego więc z odpowiedzialnością i etyką członków społeczeństwa, istotny jest dla przyszłości uczelni wyższych. Można zapytać: Czyż nauka i wiedza nie są obiektywne, wolne od oceny moralnej? Ci, którzy tak sądzą, próbują się powoływać się na Maxa Webera, co jest jednak nieporozumieniem. Maxowi Weberowi chodziło tylko o to, by moralne decyzje, których w ramach badań naukowych uniknąć się nie da, zostały określone, bez oczekiwania jednak, że taki a nie inny punkt widzenia mógłby być powszechnie obowiązujący. To dotyczy zresztą nie tylko nauk humanistycznych; także nauki przyrodnicze, jak i medycyna, jeśli ją w ogóle traktować odrębnie, zakładają minimum wiedzy i ocen moralnych, choćby po to, by móc ocenić, czy dotychczas stosowane metody badawcze mogą być adekwatne do nowych hipotez.
Jak należy więc wyznaczać cele i zadania uniwersytetu? Czyż nie zmusza nas logika ekonomicznej globalizacji do rezygnacji z demokracji, wolności i sprawiedliwości, z umowy spłecznej? Po to tylko, by zwiększyć ekonomiczną efektywność, czy zdolność przebicia się? Czyż zawarta w oświeceniowym rozumieniu wykształcenia idea obywatelskiego zaangażowania w działalność dla wspólnego dobra, zrodzona w państwie narodowym, nie jest w czasach globalizacji anachroniczna?
To nie są rozważania akademickie, tylko istotne, świata realnego dotyczące pytania o wykształcenie awangardy odpowiedzialnych i zdolnych do podejmowania decyzji młodych ludzi. Na te pytania nie znajdzie się jednak wiążącej odpowiedzi. Niklas Luhmann, socjolog, nie widzi przyszłości dla polityki, jako wiodącej siły, jako awangardy właśnie. Profesor nauk politycznych, Fritz Scharpf, widzi to inaczej; jego argumenty nie wynikają z realnego doświadczenia, lecz z normatywnego, wręcz moralnego impulsu, który pozwala nadchodzące zadania, mimo pojawiających się trudności, rozwiązywać. Jednakże racja bytu polityki jako takiej, a przede wszystkim demokracji (bo o nią nam tu chodzi) zależącej od debaty – i umowy, które są warunkiem nadawania kształtu nadchodzącym wyzwaniom, jest możliwa tylko wtedy, kiedy posiądziemy zdolność do multilingualnego podejścia do zjawisk w społeczeństwie. Chodzi tu o umiejętność poruszania się w wielu obszarach społecznej rzeczywistości, mówieniu w różnych “językach” (Luhmann użyłby słowa codes), bo bez tego nie ma mowy o zrozumieniu uwarunkowań i doświadczeń innych grup ludzi i o porozumieniu z nimi.
Poza tym ta wielojęzyczność pozwala uniknąć zbyt wąskich horyzontów przy nie dającej się przecież uniknąć specjalizacji. Ciasne horyzonty prowadzą w konsekwencji do strukturalnej nieodpowiedzialności, ponieważ następstwa naszego myślenia i działania znikają z naszego pola widzenia. Stajemy się wtedy filisterscy i zaściankowi, co nas zresztą może dużo kosztować. Więc skoro chcemy wpływać na losy świata, musimy być “wielojęzyczni”.
Jest więc także dzisiaj społeczno-polityczny, mający swe korzenie w Oświeceniu, wymiar wykształcenia możliwym, a nawet koniecznym składnikiem kształcenia uniwersyteckiego i zarazem celem kształcenia w uczelniach wyższych? Tak, jeśli przykładamy wagę do tego, by uniknąć niebezpieczeństwa częściowej ślepoty i strukturalnego braku odpowiedzialności, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że warunkiem przeżycia na naszej planecie i opanowania grasującej przemocy jest wolność i sprawiedliwość, a mianowicie wolność i sprawiedliwość dla wszystkich, ponieważ nikt nie jest w stanie się odizolować od innych; tak, jeśli uzmysłowimy sobie, że dalszy rozwój demokracji wymaga pewnego minimum sprawiedliwości, będącej warunkiem przeżycia na tym wspólnym świecie. To właśnie byłoby podstawowym i najważniejszym celem uczelni wyższych, któremu wydajność tychże i technicyzacja muszą być podporządkowane.
Dzieje się tak, nawet, kiedy dzisiaj państwo narodowe coraz mniej może w sensie politycznym decydować? Tak właśnie się dzieje! Ponieważ demokracja jest jako siła polityczna związana z czasem i miejscem – polityka nie ma innej legitymacji – ale miejsce wyposażone w siłę polityczną nie musi pokrywać się z państwem narodowym. Wiele przemawia za tym, że decyzje przenosząc się z jednaj strony na poziom ponadpaństwowy, a z drugiej na na poziom regionalny ulegają przesunięciom i tą drogą splatają się w jeden governance, którego uczestnikami będą wielkie międzynarodowe organizacje, korporacje i organizacje pozarządowe (NGOs). Demokratyczna polityka będzie funkcjonować w tej skomplikowanej sieci, określanej tu jako governance, tylko w tym stopniu, w jakim problemy obywatelskiej odpowiedzialności będą podjęte i rozwiązane; przez ludzi, którzy są zdolni do widzenia innych spraw niż tylko ich osobiste czy partykularne, zawodowe czy światopoglądowe. Przez ludzi, którzy są w stanie się wczuć i, co najważniejsze, porozumieć się z ludźmi, nie czekając na pomoc z góry.
Umiejętność porozumienia się
Wydaje się, że zdolność do porozumienia się jest tym najważniejszym celem uczelni wyższych w systemie demokratycznym. I to w sensie wzajemnego kognitywnego wglądu w bazę wyjściową naszej wiedzy, naszego myślenia i działania, w sensie znajomości różnych dziedzin życia i wiedzy, zainteresowania innymi doświadczeniami historycznymi i wpływem innej kultury, a także zdolności, fantazji i woli wczucia się w sposób myślenia innych i działania z nimi w duchu wolności i sprawiedliwości. Nie przez przypadek pobrzmiewa w słowie “po-rozumienie” zarówno nuta kognitywno-intelektualna jak i ton natury moralnej. Jedno i drugie niezbędne, aby zrozumieć Nowe, jego przyczyny, wewnętrzną logikę i skutki. To jest główny teren badań naukowych. Z drugiej strony warunkiem przeżycia stanie się osiągnięcie zgody z innymi, zgody budowanej na gotowości do szukania sprawiedliwego rozwiązania konfliktów. A to osiągnąć można tylko pod warunkiem, że nie zasklepimy się w kokonie własnych pojęć, lecz zdolni do autorefleksji pokażemy, że rozumiemy się też na innych sprawach.
Published 13 January 2011
Original in German
Translated by
Therese Kosowski
First published by Res Publica Nowa (Polish version)
© Gesine Schwan / Res Publica Nowa / Eurozine
PDF/PRINTNewsletter
Subscribe to know what’s worth thinking about.