Jakkolwiek bardzo jesteśmy zasypywani złymi wiadomościami, nigdy nie przestają nas one zaskakiwać. Tym razem złe wieści pochodzą z czeskiego tygodnika Respekt, który doniósł, iż w 1950 roku Milan Kundera doniósł na osobę skazaną później na 22 lata więzienia. Wiadomość ta była dla mnie szokiem nie tylko dlatego, że – jak wielu innych – podziwiam Kunderę jako autora powieści i esejów, ale również znam go osobiście. Przez kilka lat korespondowałem z nim o słowackich tłumaczeniach jego francuskojęzycznych książek. Respektując prywatność Kundery, aż do dziś byłem bardzo dyskretny w kwestii naszej korespondencji i kontaktów prywatnych. Jednak zdarzenia ostatnich kilku dni zmieniły moje postanowienie.
Sposób, w jaki cała sprawa została zaprezentowana opinii publicznej, jest oszałamiający. Fakt, iż sam Kundera o stawianych mu zarzutach dowiedział się z prasy, stanowi kolejną wielką klęskę przyzwoitego dziennikarstwa. Przeczytawszy artykuł, który sprowokował ten skandal, byłem zszokowany niewrażliwością i arogancją jego autorów. Zaczęli dramatycznie: “Milan Kundera zawsze dokładnie zacierał za sobą ślady”; nie udziela wywiadów, po swoim ojczystym kraju podróżuje incognito i to najprawdopodobniej z powodu, uwierzcie proszę, mrocznej historii z przeszłości, która właśnie wyszła na światło dzienne. Gdyby tylko zechcieli przeczytać eseje Kundery, zrozumieliby, czemu nie udziela wywiadów, nie jeździ na konferencje, nie kolekcjonuje nagród, dlaczego nie wrócił do swojej ojczyzny i wreszcie dlaczego jest przerażony władzą mediów we współczesnym świecie.
By zapewnić wszystkich, że sprawa Kundery nie jest kwestią spekulacji autorów artykułu, redaktor naczelny, Martin Šlimečka, tak pisze o dokumencie i całej historii: “Nie szukaliśmy jej, została nam ujawniona z powodów, które mogą być tylko metafizyczne”. Kto dba o fakty, logikę, motywacje albo o to, co ma do powiedzenia ofiara. Wszystko jest jasne, nikt nie wątpi w “święte pismo” komunistycznej policji z 1950 roku. Kundera może powiedzieć cokolwiek zechce, może po tysiąckroć zaprzeczać zarzutom, jednak to nie zdejmie z niego piętna winy.
Po chwilach wahania – wszak w trudnym okresie może lepiej byłoby pozostawić człowieka w jego prywatności – napisałem do Kundery. Muszę przyznać, iż powodował mną gniew na to “polowanie na czarownice”, a także współczucie, którego Kundera ani nie potrzebował, ani nie chciał.
W mailu napisałem: “Jestem absolutnie zszokowany tym, co piszą o Tobie czeskie media. Generalnie poważałem magazyn Respekt, uważając go za czasopismo godne zaufania, jednak artykuł napisany przez Hradílka i Tŕešnáka należy do gatunku najgorszego dziennikarstwa tabloidowego. Wszystko, co niepokoi ich w Tobie i Twoim sukcesie, zostało tam wydestylowane. Cieszą się brakiem wątpliwości co do zarzutów. Artykuł przetłumaczyli na język angielski, aby wywołać jak najmocniejszy oddźwięk za granicą, gdyż właśnie tam jest ich upragniona publiczność. A już fakt, że redaktor naczelny, Martin M. Šlimečka [syn dysydenta i filozofa Milana Šlimečki] nie zrobił wszystkiego, by skontaktować się z Tobą i dać Ci możliwość reakcji, stanowi jego osobistą i zawodową porażkę”.
Kundera odpowiedział niezwłocznie, pisząc między innymi: “Sadziłem, że nie jest możliwe, by na bazie jednego kłamstwa rozpętać takie międzynarodowe prześladowanie”.
Cóż dodać? Czyn dokonany, gazeta ma swój temat. Światowe media odkryły historię, a większość z nich przyjmuje argumenty wysuwane przez tygodnik Respekt. Tak jak w wielu wcześniejszych sprawach, opartych na podobnych zarzutach, cokolwiek powie ofiara, będzie stanowiło jedynie zwielokrotnienie jej winy. Ogromna większość czytelników zapamięta wyłącznie pierwsze oszczerstwo, a nie późniejsze analizy, nowe dowody czy nawet oczyszczenie ofiary.
Respekt przedstawia kserokopię policyjnego dokumentu z 1950 roku, nie kwestionując jej autentyczności i nie oferując szczegółowych analiz. Znaczące jest również, że jeden z autorów oskarżającego Kunderę artykułu, Hradílek, jest krewnym głównego podejrzanego w sprawie, Dlaska. Rzekoma denuncjacja Kundery rozgrzesza z winy jego długo nieżyjącego krewniaka.
Ledwie kilka dni po obwinieniu Milana Kundery pojawiły się nowe informacje, które wydają się odwracać znaczenie całej sprawy. Zgodnie z oświadczeniem z 16 października 1950, lider studenckich komunistów Dlask, przyszedł opowiedzieć mu, iż w 1950 roku doniósł policji na osobę, która przebywała wówczas w akademiku, w pokoju jego dziewczyny, i która, jak sądził, mogła być szpiegiem. Osobą zadenuncjowaną przez Dlaska jest ten sam człowiek, na którego rzekomo doniósł Kundera. Podaje to w wątpliwość kwestię prawdziwej tożsamości informatora.
Cokolwiek wykaże dalszy rozwój sprawy, sposób relacjonowania tej tragicznej historii oznacza istotny spadek poziomu przyzwoitości i profesjonalizmu dziennikarstwa. Oczywiście wraz z nikczemnością sprzedaż idzie w górę. Bez wątpienia również w tym musi tkwić odrobina metafizyki…
Published 26 February 2009
Original in English
Translated by
Magdalena M. Baran
First published by Eurozine
Contributed by Res Publica Nowa © Samuel Abrahám / Eurozine
PDF/PRINTNewsletter
Subscribe to know what’s worth thinking about.